Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest kulą u nogi tego, któremu by szczęście przynieść chciała! A! pani droga! tylko zaślepienie i egoizm mogłyby kobietę pchnąć w taką przepaść nieszczęścia, nieszczęścia tylu istot drogich.
Zakryła oczy rękami.
Laura słuchała i nie wiedziała, co ma odpowiedzieć, czuła, że Lenora widziała jasno, że sądziła zdrowo, że zbić jej argumentów było nie podobna; zwróciła się więc zręcznie tylko ku podanej sobie myśli ostatniego wieczoru pożegnania i poczęła przypuszczać szturm, niezwłocznie przechodząc do tego przedmiotu.
— Wiesz co — rzekła — zrobisz, jak ci się podoba, ja w tej chwili, gdy ty jesteś podrażniona, zniechęcona, zbolała, nie będę z tobą się rozprawiała. Nie chcesz nas? Bolejemy, ale cię zmusić nie możemy; ja proszę o jedno, o wieczór tylko pożegnania, o pokazanie się raz u mnie! Przecież to nie pociąga za sobą żadnych obowiązków; tyle razy ocierałaś się o nas i nic ci się nie stało. Daj nam jeden wieczór.
— Chcesz pani, bym boleśniej potem czuła rozstanie — spytała Lenora.
— Nie, chcę, byś się przekonała, że my ci dobrze życzymy i kochamy, a może kiedyś nawrócona, ostygła, wrócisz do nas jeszcze. Ja proszę, jako dowód przyjaźni, o jeden wieczór.
— A! droga pani moja — odezwała się Lenora — czyż godzi się, byś ty prosiła o to, o co ja chyba powinnabym się domagać!
I pośpieszyła uściskać ją.
— Więc przyjdziesz?
— Tak! pożegnać was; ale jeszcze jeden mały warunek! Proszę, nie ogłaszajcie, nie mówcie nikomu, że to jest rozstanie i pożegnanie. Byłoby mi przykro stać jak pod pręgierzem i żebrać współczucia.