Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

u ciebie grzechem! Śmiej się z tego! Sandor ładny chłopiec, dla ciebie gotów oddać koszulę i mnie dobrze zapłaci, boć mi się coś za dziecko należy, i tobie u niego dobrze będzie, bylebyś rozum miała. A darmo ci ze mną na słowa się bić — ja nie dam się wziąć! Co ja powiem, musi być! Proszę się dziś ubrać jak najlepiej, bo Sandor przyjedzie, targu dobijemy. Chcesz czy nie chcesz, musisz z nim iść.
— Ojcze! — odparła Zara — czy u was, Cyganów, rodzice dziecko jak konia sprzedają?
— Nie jak konia, ale jak człowieka — zawołał Dżęga. — Niby to gdzie jest inaczej! — Rozśmiał się. — Tak samo na tym świecie bogatym i mądrym, tylko to inaczej wygląda... sprzedaje ojciec, matka, krewni i sama dziewczyna siebie.
— A jak ja nie zechcę? — zapytała.
— Wsadzę cię związaną na wóz lub na konia i pojedziesz. Będziesz się złościć, ale ulec musisz, nawykniesz i będzie ci dobrze. Nie sprzedaję cię staremu trupowi. Sandor ładny chłopiec.
— Ale ja nie chcę Sandora.
— Cóż to ja ci królewiczów mam szukać? — rzekł Cygan szydersko. — Porzucisz go potem i będziesz sama sobie wybierała, ale kiedy cię mam w ręku, byłbymż głupi, gdybym cię Cyganowi dał.
Lenora się wstrzęsła cała, postrzegł to ojciec.
— Słońce wysoko — zawołał — idź się ubieraj! Idź — podniósł rękę z nahajką, dobytą zza pasa. — Sandor może nadjechać, pójdę sam po niego, nie chcę, by cię tak zobaczył, jeszcze by mu ochota odeszła.
Z ogniem w oczach, ale z rezygnacją Lenora poszła zwolna ku wozowi. Dżęga, który ją śledził oczyma, nie mógł już odgadnąć, co myślała.
Od kilku godzin uczucie niemocy, rozpacz, żal po