Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

iż nie podzielał jej świetnych nadziei i zdawał się zafrasowany.
— No cóż, ty nic nie mówisz? — zapytała.
— Spełniona wola mamy — rzekł Alfred — ale ja, przyznaję się, nie jestem zadowolony z tego wszystkiego. Ona zabita, to prawda, my też sobie przyjaciół nie pozyskamy.
— Mniejsza o tych tam przyjaciół! Zemszczę się. A, proszę cię! ty ich nie znasz; dam bal, wieczór, obiad, wszyscy przyjdą. Jesteśmy bogaci! za pół roku ci, co na nas krzyczą, będą się łasili, żebym ich wpuściła do domu.
Syn nie zdawał się zupełnie o tym przekonany.
— Żebyś mi tylko nie zapomniał pojechać na Ś-to Jerską i poprosić redakcję, żeby bez wymienienia imion, jako ciekawą sprawę sądową, historię Lenory wydrukowali. I postarać się przez radcę, żeby cenzura przepuściła. Poprosić tych panów w Kurierku, żeby artykuł powtórzyli. Niewiarowskiemu dać butelek parę szampańskiego, to on ci to napisze...
Alfredek głową dał znak, że słucha.
— To koniecznie potrzebne — dodała hrabina — proszę, aby to było zrobione. Na to przeznaczam sto rubli.
Wsunęła papierek synowi, który go schował do kamizelki obojętnie.
— Już tylko mnie słuchaj w tej sprawie, a ja ją poprowadzę, jak należy.
— A jeżeli sprawa się niedobrze skończy? — spytał Alfred.
— Jakiż ty jesteś tchórz! — zawołała Pyza, stając czerwona naprzeciw niego. — Czyż ona może się źle skończyć? Ona już jest skończona.
Alfred zamilkł.