Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cu z podziwieniem ujrzano (nie chcąc się przyznać) skutek maluczki, właśnie tyle ile za pieniądze kupić można, a w moralnym względzie chybioną całkiem rachubę.
Roślinki te pielęgnowane tak starannie, powyrastały juścić bujno, ale umysł pożarł w nich serce, do którego nikt nigdy nie przemówił, którego nikt ze snu nie budził i nie rozwijał. Przytem to skrępowanie ciągłe i wodzenie na paskach, poczyniło z nich istoty zobojętniałe, bierne, bez woli, bez popędu, zestarzałe od razu, i na nieszczęście tak rozumne w dzieciństwie, głupiemi musiały być na starość.
Postępy ich w naukach były w początkach zdumiewające; wychowano Emilkę i Tymoleona jako młode wielkich nadziei genjusze, ale jak je zaczęto spowijać, naprostowywać, kierować, karmić, przesycać, przeuczać, uczyć, — dorastając oboje bardzo przyzwoicie, stali się istotami niezmiernie pospolitemi, — umieli wiele, nie rozumieli nic.
A! bo lepiej, lepiej wychowuje jedno słowo serdeczne wieśniaka przyciskającego dziecię do piersi, i gorzkie lat młodych doświadczenie i łzy i praca i cierpienie i błędy nawet i upadek czasem, niż najrozumniejsza teorja, nie dająca umysłowi na chwilę wytchnienia, człowiekowi należnej swobody, uczuciu i myśli pola do rozwinienia się siłą własną. Dzieci Demborów wyrosły na paskach i z podziwieniem oboje rodzice ujrzeli w nich cale co innego, nie to czego się po nich spodziewali, były to dwie sztucznie zbudowane lalki norymbergskie.
Starszy, Tymoleon, naturalnie w szkołach nigdy nie był, bo z teorją ojca nie zgodziło się oddawać go między młodzież źle wychowaną, swawolną i mogącą szkodliwie wpłynąć na jedynaka — chuchano nań w domu, gdzie cała zaimprowizowana szkoła z prywatnych nauczycieli, po większej części cudzoziemców złożona, zajmowała się karmieniem go najczystszym szpikiem i esencją mądrości ludzkiej, w jak najstaranniej przyrządzonych pigułkach i miksturach pedagogicznych. Później