Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
80




VI.

Na zegarze w sieniach domu Złoto-wolskiego biła jedénasta ranna, gdy z ganku wszedł powoli opierając się na lasce i poprawiając peruki Bałabanowicz. Twarz jego po wczorajszéj wieczerzy nosiła ślady przepicia; miał sińce pod oczyma, a tam gdzie czerwony trąd nie pokrywał policzków, żółta wyglądała bladość. Z wzrokiem wlepionym w ziemię, powolnie, cicho, szedł on ku tak zwanemu pałacowi i zamyślony głęboko kwadrans ocierał nogi na słomiance, potém spójrzał na zegar i powoli otworzył drzwi do sali. Na palcach po płótnie przeszedł ją, i z cicha skradał się do pokoju pani. Chrząknął wreście.
— Kto tam? ozwała się pani Dorota —
— Bałabanowicz.
— Proszę Waćpana.