Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
57

go Pan bierze. Miło mi bardzo tę bagatel ofiarować mu i polecić się jego przyjaźni!
Sędzia z drugiéj strony szepnął w ucho.
— Pamiętajże, daj mu dobre słowo przed Podkomorzyną.
— Samo z siebie! i bez tego! Ale jakże! mruczał stary lis. Ale na cóż ten prezent! Ludzie gotowi gadać.
— Powiesz żeś kupił, przerwał Sędzia, a od nas nikt się nie dowie.
— Hm! hm! tego! hm! Bałabanowicz jnż się nie opierał i ściskał rękę P. Mateusza, który dał znak ludziom, aby konia złapali i dysponował masztalerza dla odprowadzenia go do Złotéj Woli.
— Za pozwoleniem pańskiém, jeśli już jego taka łaska, przerwał stary, niech go nie do Złotéj Woli, ale do mojéj possessyjki, którą tam mam pod bokiem odprowadzą.
— Bardzo dobrze!
Ta possessyjka szła rocznie tylko 50,000 złotych, a Bałabanowicz zyskiwał na niej prawie drugie tyle.
Zmierzchało już kiedy nazad z ganku do pokoju powrócili. Tu już wrzał poncz w wa-