Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
176

wsze sami; próżnobym szukała pomocy, rady, człowiek ten jak na umyślnie mnie odosobnił, żeby jeszcze łatwiéj dręczył, nie wstydząc się nikogo.
— O Anno moja! wołał zapalony gniewem Ordęga, teraz masz pomocnika, masz litościwe i oddane ci serce, masz mnie na rozkazy. Ja go zmuszę do innego postępowania!
— Ty? chybabyś chciał siebie i mnie wydać! Ten człowiek tak jest podejrzliwy. On, kiedy mi jeszcze żadne przywiązanie obce na myśl nie przychodziło, sto razy mnie już o nie posądzał.
— Ja go wyzwę i zabiję!
— Ach! nie mów tego, odpowiedziała Anna, nie wiem czemu, ale żalby mi go było!
— Więc ty go kochasz?
— O nie! mówiła naiwnie Anna, mogłażbym go kochać po tém co cierpiałam? Lecz jam mu przysięgła.
— Nieważna to była przysięga, bo wymuszona, wołał Ordęga, w oczach Boga ty jesteś wolna, same cierpienia twoje już cię ze ślubów rozwiązały!
— A jednak, smutno odzywała się kobiéta, ja z nim jeszcze tak długo, zawsze, żyć muszę.