Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
131

woli, ale żadną miarą nie mogę, odpowiedział stary rozkładając karty — Mogłabyś się Pani na mnie i na niego gniewać —
— Ale za cóż? mój Bałabanosiu — Która to wybiła?
— Pół do ósméj —
— Dopiero pół do ósméj! Któż to taki?
— Prawdziwie, że nie mogę powiedzieć, bo się.
— Bo co —
— Bo — ale to się odkryje.
— Ale ja chcę o tém zaraz wiedzieć!
Podkomorzyna była nagląca, a Bałabanowicz wahając się jeszcze, rozkładał i składał karty, wykręcał perukę, wreście powstał, odstawił krzesło, stanął, otworzył usta i rzekł.
— Ten konkurent o którym mowa, jestem Ja! To mówiąc upadł Podkomorzynie do nóg, która ze strachu upuściła karty, porwała się, odsunęła i zawołała.
— Ty śmiałeś! To ty! ty!
— Ja, odpowiedział Bałabanowicz na klęczkach, ja śmiałem, całe życie zbierałem fundusz, żeby go złożyć u nóg mojéj Dobrodziéjki, z ofiarą serca i wierności długiemi latami dowiedzionéj, którą, która — któréj — —