Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale co się naklęła spadkobiercę z Łomaz!! tém się mogła pocieszyć...
Obiecana furka przyszła wistocie od p. Suzinowéj, i Maryś pojechała, płacząc, bo się jéj bardzo z dworkiem rozstawać było boleśnie.
W parę tygodni potém — gdy już Bardzicki opasły objął był dziedzictwo i rządził się w nim, poczynając od tego, iż dach dranicami na nowo kryć kazał — nadjechał nieznajomy młokos i stanął przed dworkiem.
Wyszedł ów opasły, opryskliwie pytając czego tu chciał. Staszek — gdyż on to był — zapytał o Maryś.
— Poszła zkąd przyszła! zawołał Łomazki, zły, że jéj pięćdziesiąt złotych dać musiał.
Staszek téż niedobrym się zrobił, gdy posłyszał odprawę. Od słowa do słowa, grubo się powaśnili. Skończyło się na tém, że mieszczanin zaczął się do konia z pięściami przysuwać, a Staszek batóg podniósł do góry.
Do wojny jednak nie przyszło i, z daleka na siebie pociski rzucając, rozstali się; a Staszek, który się tu o dziewczęciu nic dowiedzieć nie mógł, dopiero od sąsiadów o babie dostał języka, a tę znalazłszy w szpitalu, od niéj o losie Marysi się dopytał.