Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
I. Z panem Wojskim.

O panu Wojskim, Feliksie Wereszczace ze Zdunki, nie mówiono inaczéj, tylko choć go do rany przyłożyć; człek był dobry, mało rzec, wyśmienity, serdeczny, ludzki, uczynny, przecież wadę miał jedną i kapitalną. Lubił się bawić i to czynić, co mu fantazya podyktowała, lub serce; co mus, lub obowiązek nakazywał, wstrętném mu było.
Pieszczony niegdyś jedynak u matki, człowiek majętny, na wsi swéj pan wszechwładny, nawykł życie trawić po swéj myśli, inaczéj go téż nie rozumiał. Dlatego może choć już nie zbyt młodym był, nie ożenił się dotąd, mieszkał z matką staruszeczką, którą kochał i wielbił; ona go jeszcze podpieszczała i tak sobie lata płynęły prawie bez chmurki. Człek był wcale nie bez zdolności i owszem, umysłu bystrego, pamięci wielkiéj, szlachetnego serca, marzyciel i projekcista namiętny, ale próżniak, jakiego świat nie widział; tylko znowu, gdy mu co serce przypie-