Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mistrz rozpytywał o więźnia, starała się go zapewnić, iż pani była zupełnie spokojną, a razem próbowała go trochę wybadać, ale ją zbywał obietnicami nagrody i wmawiał zawsze potrzebę surowego dozoru.
Po kilku znowu dniach, pani Holzer powiedziała sobie w duchu, że w tém wszystkiém jest przecie jakaś niezbadana tajemnica. Kobieca jéj ciekawość rozbudzoną była do najwyższego stopnia; na różne wpadała pomysły dla zaspokojenia jéj, ale na skuteczny trafić nie mogła. Miała starszą od Urszulki córeczkę, która już u jakiejś Francuzki przy dworze, niezbędnego naówczas języka francuzkiego uczyć się poczynała, bo jéj pani Holzer świetną rokowała przyszłość, znając historyę panny Duparc, a że Urszulkę matka sama uczyła trochę tego języka, Lina Holzer obmyśliła sobie, że choć z pomocą dzieci coś by się przecie dowiedziéć mogła. Raz więc wieczorem, gdy się już przybycia rotmistrza nie spodziewała, ośmieliła się dawszy dobrą Lizie instrukcyę, wpuścić ją dla zabawy z Urszulką. Lizka, ukochane dziecię u matki, choć nie miała nad lat trzynaście, strojną już była jak panienka, nie żałowano jéj na sukienki i fraszki, które wczesną zalotność rozbudzić w niéj mogły, dziewczę było żywe, dosyć popsute, a bardzo roztropne. Cicha, bojaźliwa Urszulką zrazu zobaczywszy tę laleczkę, dygającą jéj z uśmiechem i przynoszącą bukiecik, ulękła się zjawiska i uciekła do kolan matki, wkrótce jednak ośmieliła się po troszę, gdy Lizka przybiegła do