Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dwór z drugiéj strony szybko oświecać się, zaludniać i rozbudzać zaczął. Przywieziona muzyka grała już na sali, goście napełniali pokoje; w jadalni na prędce zastawiano stoły i na kółkach wtaczano beczkę węgrzyna. Służba cała była na nogach, a panny fraucymeru jéjmościnego wzięte w kontrybucyi, wracały do gości, bo mężczyzn było stosunkowo więcéj, niż panien. Między temi królowały trzy sędzianki Dzierżyńskie, z których jednę, Salusię, widzieliśmy na progu sypialni. Wszystkie one były do siebie podobne, rozkwitłe, śmiałe, zuchwałe niemal, śmiejące się, swawolne, a że rok tylko jedną od drugiéj dzielił, najstarsza zaś miała lat dwadzieścia jeden, wyglądały prawie rówieśnicami.
Salusia, Handzia i Jadzia naśladowały, lub zdało im się, że przejęły obyczaje dworu i stolicy; ideałem dla nich były Königsmarki i Kosel, o których wiele słyszały; a że nie miały w domu kogoś, coby je na niebezpiecznéj powstrzymał drodze, że pan Wit był dla nich wyrocznią, szły za jego wskazówkami z nieopatrznością dziecięcą. Salusia, najśmielsza z nich, ulubioną była Zagłoby, chociaż nieopuszczał zręczności przypodobania się Handzi i Jadzi, i wszystkim słodycze prawił na ucho. Stary Dzierżyński, człek prosty, którego winem i uściskiem uchodzić było można, córki na łaskę Bożą i własny ich instynkt zachowawczy zostawiał. Nieoszacowany baryła, rumiany, homeryzowany, śmiejący się, prawiący tłuste anegdotki, byle hulał i pił, i miał z kim baraszko-