Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

néj, nieokrzesany, prawie chłop prosty, a rubacha i niezdara osobliwszy, że go ludziom pokazać było trudno. Wszystko się tam popłakało, gdy go pierwszy raz zobaczyli, zwłaszcza jak sobie u wieczerzy podpiwszy, począł się do skromnéj panienki przysiadać, bo mu się strasznie podobała od pierwszego wejrzenia. Musiano go precz pędzić od niéj, bo dziecko przerażone płakało, a nazajutrz go na rok do stolicy wyprawili opiekunowie, by się trochę okrzesał. Że mu dali pieniędzy, których pono nigdy tyle doma nie widział... pojechawszy puścił się w ladajakie towarzystwo, o które nigdy po miastach nie trudno, i gdy wrócił zmieniony był prawda, ale może na gorsze; bo co ze wsi jeszcze dobrego wywiózł, to po bruku i szynkowniach posiał, i choć się otarł powierzchownie, popsuł we środku.
W tym czasie właśnie do domu ciotki począł uczęszczać pan Piotr Zagłoba, a widując Maryę, nie mógł jéj nie pokochać, bo byli jakby stworzeni dla siebie. Marya i piękną była bardzo i cichą a skromną, i serce miała anielskie. Charaktery ich się godziły, upodobania — wszystko. Przytém téż urody takiéj a śliczności nie łatwo było drugiéj znaleźć na świecie, a takiego świętego pokoju i dobroci wyrazu na twarzy młodéj nie widział pono nikt, chyba na obrazach świętych. Wychowana w klasztorze, pobożna, cicha Marya téż w tym prawym rycerzu, jakim Zagłoba był, rozmiłować się musiała. A no oboje bez nadziei, bo córka posłuszna, choć jéj na