Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Albo ja wiem co? Pono brat starego pasiecznika Panasa, który do niego przybył zdala w gościnę. Mówią, że tu już z tydzień u niego siedzi na Zahorowszczyznie. Przyszedł się snać ludowi naszemu przypatrzéć, bo gdzieś daleko ztąd mieszka... w Rusi. Tak mi ludzie mówili. Po ciemku widziéć go było trudno, chociaż stoi z Panasem pode drzwiami do téj pory. Z Antka to się tylko śmiać, a dziwić, że w Panasowym bracie nieboszczyka upatrzył.
— Albo ja wiem, co się mi stało, począł zawstydzony Antek. Tych bo historyj o nieboszczykach nigdy przeciwko nocy opowiadać nie trzeba. To człowiekowi sen odejmie.
— Krzyżem świętym się przeżegnać i plunąć na marę, odezwał się starszy.
Antek zapił sprawę. Korciło go coś jednak, bo po długiém wahaniu, gdy się jeszcze z niego ludzie śmiać poczęli, wziął na kieł i wydobywszy się z ławy, poszedł wprost strachowi zajrzéć w oczy.
Przed gospodą był tłum ludu wielki, ledwie się przezeń mógł przecisnąć. Po oświeconéj karczmie, w podwórzu noc wydawała się czarną; zrazu nic zobaczyć, ale po głosie starego Panasa poznał. Drgnął tylko, zobaczywszy przy nim słusznego wzrostu człowieka w wieśniaczym ubiorze, z pałką w ręku, który mu owo widzenie bałamutne przypomniał. A że się z Panasem dobrze znali, bo starego pasiecznika we wsi małe dzieci nawet po imieniu wołały — podszedł już na upartego ku niemu z pozdrowieniem. Nie pa-