Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

obowiązków pełniła wprawdzie siadająca obok Mme Siegfried, ale niektóre z nich dokonywali hajducy. Gdy się Szwalbiński dławił, rączka ochmistrzyni uderzała go po karku, w chwilach zbytniego upału ona zdejmowała perukę delikatnemi paluszkami; nabierał zaś z półmiska hajduk, który był już nawykł patrzéć w oczy panu i służyć mu za prawą rękę.
Gdy z ganku Marya szła po schodach na górę, dokąd jéj mąż wskazywał drogę, zadzwoniono właśnie na obiad i Herr Cockius przyszedł prosić rotmistrza, aby on zszedł na dół; — Marya została sama z dzieckiem i pierwszy raz po wyjeździe z Bożéj Woli swobodniéj odetchnęła. Chociaż z opowiadań znała rezydencyę w Borszczówce, w pierwszéj chwili na myśl jéj nie przyszło, że się tam znajdowała, czuła się tylko w niewoli. Urszulka z dziecinną ciekawością biegała, przypatrując się sprzętom i obrazom, a służba zaczynała się krzątać około obiadu.
Na dole zaś, z powodu przybycia gościa, sposobiono się do ogromnéj pijatyki. Podczaszy poznosił kielichy, gotowano wino i Szwalbiński w bardzo był wyśmienitym humorze, którego odblask na twarzach wszystkich się malował. Uczta tego rodzaju za owych czasów przechodziła z łatwością w orgią obrzydliwą, mającą wszakże swe prawa, formy, zwyczaje, od których się nikt uwolnić nie mógł. Koléj kielichów, ich miara, sposób, w jaki je wypróżniać musiano, ceremonie towarzyszące spijaniu, ściśle były oznaczone. Nikt też może tych tradycyj bachusowych troskliwiéj