Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

aby podpatrzéć ją, podsłuchać i wbiedz, a pochwycić na uczynku, jeśliby się coś podejrzanego okazało. Domyślał się bowiem naprzód korespondencyi zakazanéj z wojewodziną.
Pokój ten był całkiem ciemny, a wejście tędy od fraucymeru dla nikogo nie przystępne; Wita wprowadziła zawczasu służąca, zasiadł na te czaty niespokojny i długi czas wyczekiwać musiał, nim się krok cichy nadchodzącéj Basi dał słyszéć. Marya, która się domyślała jéj przyjścia, wysunęła się do progu. Mimo że same były, instynkt istot prześladowanych i szpiegowanych kazał im szeptać cicho. Weszły, rozmawiając, do sypialni. Już samo późne wkradanie się Basi dla podejrzliwego człowieka było występkiem, bo przynosiło jakąś ulgę jego żonie. Skradł się więc z cicha do progu, ale nic jeszcze usłyszéć nie mógł. Ostrożna dziewczyna podeszła z panią aż do jéj łóżka i dopiero ukrywszy ją za parawan, list wojewodzinéj oddała. Wszystko to odbyło się tak cicho, iż podsłuchujący nic prócz szeptów ostrożnych dosłyszéć nie umiał, choć wytężył wszystkie władze, aby jakiś znak, jakiś ślad winy, dał mu prawo wtargnięcia. Marya ubezpieczona, żywo zaczęła list rozrywać; ten szelest papieru ją zdradził; posłyszawszy go rotmistrz już pewien był swego i wpadł hałaśliwie do pokoju. Lecz nim miał czas obiedz parawan osłaniający łoże, Basia stanęła mężnie panią zakrywając sobą, a Marya, która rzucić nawet okiem na list nie miała jeszcze czasu, instynktem zachowaw-