Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dwie téż natury nasze różniły się wielce, a pomimo to, pozbawiony rodziny, potrzebując kochać, miłowałem go serdecznie. Tak przeszła młodość; potém rozdzieliły nas losy, służba, ambicya, która go rzuciła ku dworowi saskiemu. Gdy powrócił z wojen i podróży, przyjąłem go, nie dając mu czuć słowem, jak mnie bolało, że szukał losu kosztem sumienia może, pewnie ceną godności własnéj. Sądziłem, że wracając na wieś ukoi się, zajmie rolą i zapomni swéj nieszczęsnéj dworszczyzny. Gdym się starał o Maryę, było to dla mnie zakrytém, dziś dopiero otwierają mi się na to oczy, iż pokochał ją i zazdrościł mi mego szczęścia wprzód jeszcze, nim ja go dostąpić mogłem. Sądzę, że wszystkiego aż do zbrodni przyczyną była ta jego namiętność ku niéj, któréj przezwyciężyć nie mógł. Naówczas nie domyślałem się jéj nawet. Pomnę, że owa myśl awanturniczéj wycieczki na łowy w dzikie pola nigdy by we mnie samym się nie zrodziła, gdyby on jéj nie poddał, nie karmił i rachując na moje upodobanie w nadzwyczajnych jakichś a niebezpiecznych przedsięwzięciach, nie podżegał do jéj spełnienia. Rozważając późniéj drobne na pozór słowa i czyny jego, przekonany jestem, iż zawczasu osnuł tę zasadzkę na mnie. Miał ludzi, którzy mu do tego pomagali; a był pewien, że sam z niéj cało wynijdzie. Jeden z jego ręki nastręczony przewodnik prowadził nas w te stepy puste, kędy się tylko Tatarowie ze stadami czasem zapędzali. Wszystko było naprzód obmyślane i ułożone,