Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na ustach i — przebaczyli pewnie Wackowi wszyscy, iż do niej wprost poszedł i pierwszą ją przywitał. Całując rękę jej, czuł, jak drżała. Nie mówili słowa, słów nie było potrzeba.
Kolej przyszła na sędzinę uszczęśliwioną jak dziecię, szczebioczącą, śmiejącą się, na starościnę, potem na resztę towarzystwa.
— Mój mąż — to człowiek, co czasem dla figla gotów kogo nabawić choroby, — odezwała się starościna, — ale się na niego nie gniewaj. On to wszystko tak ułożył! Aż mi waćpana żal było.
Wacek szczęśliwy przebaczyłby był naówczas najsroższą urazę, a wiedział dobrze, iż starosta też za figla wynagrodzi. Śmiano się i opowiadano, jak nadjeżdżające wesele zdziwiło o niczem niewiedzącego brata. W spisku byli wszyscy, i niespodzianka zupełnie się powiodła. Sędzina ciekawa niezmiernie dopytywała się o młodą bratową, jak wyglądała, bo wieść już tu doszła, że miała być do panny Konstancji podobną. Wacek protestował i zaprzeczał, a miał słuszność może.
Podobieństwo to upatrzone w dzieweczce, znikło w dorosłej panience, dopełniła go Wickowi wyobraźnia i tęsknota. O szumnem weselu mówił Wacek, lecz tylko dla tego, aby przeciw podobnemu protestować..
— A już to daruj, kochanie, odezwał się sędzia, — raz się dziecko z domu daje — cichaczem je tak wyprawić, bez uroczystości należytej — to cygańska rzecz... Weselisko musi być, co się zowie... To darmo... A obyczaj stary! Tem się nie godzi pomiatać, jak zaczniemy wszystko przerabiać, nic nie zostanie...
Znaleźli się w pokoju wszyscy domownicy, oprócz w Bogu już odpoczywającej strukczaszyny, która podobno grzybów nadto zjadłszy, ze światem się pożegnała, — oprócz starego o dwu kijach Rewnowskiego, który się z łóżka nie ruszał.
Hadziakiewicz witał Wacka radośnie, czując, że przy weselu, które się obiecywało, do nie jednej czupryny bezkarnie będzie mógł wziąć intromissję.