Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak! zwłaszcza przy pierwszem poznaniu, — odparła Konstancja. Tak mało się znamy... nie pochlebiam też sobie, abym na takie jasne nazwisko kiedykolwiek zasłużyła.
— Skromność pani — nie dozwala...
— Piękną mamy pogodę? — przerwała panna, zwracając się... a po chwili spytała kasztelanica, dokąd się wybrał w drogę, bo słyszała, że tu przypadkiem zajechał?
— Wcale nie przypadkiem, — odezwał się uparty admirator, — rozgłos i sława wdzięków pani, brzmiąca po całem sąsiedztwie, sprowadziła mnie tu...
— Doznasz pan zawodu!
— Jestem zachwycony!
Konstancja się rośmiała: — Widzę, że kasztelanic bierzesz mnie zawsze za jedną z dam warszawskich, nawykłych do tego języka?
— Innym do pani mówić nie podobna!
— A ten dla mnie niezrozumiały, bo mi się zdaje pożyczony z teatrum! — odezwała się panna.
Kasztelanic zagryzł usta...
Panna Konstancja skorzystała z jakiegoś zapytania sędzinej i wymknęła mu się. Później zaś tak go unikała widocznie, iż kawaler powziął ztąd rankor wielki.
— A to mi gąska!! — mówił w duchu, — co za fochy! patrzcie! Ktoby myślał, że wojewodzianka lub księżniczka, tak się to dmie i nosi z sobą!
Nie zraziło go to, i owszem, postanowił dosiadywać. Nadjechała muzyka, rozpoczęły się tany, chciał rej wodzić w nich panicz, lecz szlachta jak konie tabuny, pot poczuwszy, zakrzyczała go i niemal zadeptała.
Był tu dysharmonijną nutą.
Dawno też byłby kasztelanic Muchomory porzucił — lecz tak pobitemu i skonfudowanemu jawnie trudno odjechać było. Z lekkomyślnością paniczykowatą, nie bardzo wiedząc co poczynać, obrachował, że puszczenie szmermela będzie zemstą najlepszą. Siedziała