Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pani... zerwał stosunki, których sobie rodzice życzyli... co z tego wszystkiego będzie? Pani dla nas nie jesteś stworzoną, ani ten zakątek dla niej; my żyjemy w kupce wybranych i nie pragniemy więcej, tobie potrzeba coraz świeżych i coraz więcej ludzi. Prowadzisz za sobą ich gromady... uśmiechając się do wszystkich zarówno... nie odpychasz nikogo... Łacno ci przyjdzie nas odjechać i porzucić, dziś, jutro, ale zasiany tu niepokój zostanie. Godziż się dla kaprysu jakiegoś poświęcać szczęście tylu istot?
— Mój ojcze — odezwała się pani Bulska, w której oczach łzy się zakręciły... — nie czuję się winną... przyjechałam tu spocząć, nie starałam się o przywiązanie pana Aleksandra wcale... nie zwoływałam tu tych ludzi, którzy przybiegli za mną... Zresztą, powiedz mi, co mam uczynić, żeby okupić winę moją... zrobię co rozkażesz...
— Otóż to sęk — rzekł pokorą rozbrojony ksiądz Ginwiłł — że ja nie wiem sam co tu robić... Pani nam nawarzyłaś tej kaszy... myślże co teraz począć...
Bulska z uśmiechem przelotnym spuściła głowę, ale znać było, że zafrasowanie proboszcza, które wzbudziło ten śmieszek, dotykało ją szczerze, że je uczuła głęboko.
— Naprzód — dodał kanonik — tę czeredę odprawić!... Przypuszczam, żeś pani najniewinniejsza temu ściąganiu ludzi, którzy się jednak koło niej dziwnie wydają tu na wsi; jeśli z nich żaden nie ma prawa zostać, grzecznie czy niegrzecznie, pozbyć się ich należy...
— Masz słuszność, kanoniku... już jeden z nich odjechał, reszta powoli się rozjedzie... Oni mnie nudzą i męczą... Szukałam tu na wsi pokoju i ciszy, bo mnie świat znękał i utrudził; dobrze mi tu z wami, nie wypędzajcie mnie ztąd...
— A niechże Bóg uchowa! — dodał ksiądz — ale cóż będzie z panem Aleksandrem? nie dawaj mu pani nadziei, nie spoufalaj go z sobą...
— Potrzeba mi samej wyjechać wkrótce — przerwała hrabina — tak to się wszystko skończy najlepiej,