Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czący, wypiera się, nie chce wyspowiadać szczerze... ucieka, unika... tu rodzicielska władza jedna wystąpić może i oczy mu otworzyć...
— Tak! gdyby opór z naszej strony nie podraźnił więcej, nie wywołał w sercu większego jeszcze uczucia?... któż wie, mój kanoniku, czasem lepiej milczeć i nie widzieć. Słowo wyrzeczone bywa niebezpieczne; a nuż zażąda od nas pozwolenia? a! oddalmy tę chwilę!
— Na nic się ja tu pani ani pociechą ani radą nie przydam — smutnie rzekł ksiądz Ginwiłł; — koniec końcem nic nie pozostaje do czynienia — modlić się i czekać, a tymczasem przypatrywać się, jak ta trzpiotnica z Borowej sobie czyni plac igrzysk jakichś i Sodomę!
— Nie mów, kanoniku...
— Milczę, mościa dobrodziejko... bo cóż to moje gadanie pomoże?
Smutnem westchnieniem skończyła się ta rozmowa, a łzy które otarła chorążyna znowu jej oczy zwilżyły. Kanonik uczuł, że był nadto surowym i począł pocieszać jak mógł, ale mu już nic nie odpowiadała staruszka, szeptała tylko — stań się wola Twoja.
— Nie ma co — rzekł sobie w duchu poczciwy ksiądz, powracając do dworku — ja tu na nich krzyczę, a sam najwięcej winien jestem przez respekt dla świata... im nie wypadało, to pewna, ale mnie samemu należało wyforować tę jejmość... Cóżby mi się stało, gdybym jej słowa prawdy powiedział? korona z głowy nie spadnie jeśli się pośmieje ze mnie starego, albo nawet nieposzanowawszy sukni kapłańskiej połaje. Nie ma co — dodał — nie ma co — potrzeba się z nią rozmówić otwarcie, a co Bóg da to będzie.
To postanowienie uczyniwszy, że dosyć był żywego ducha ksiądz kanonik, już sobie rady dać nie mógł, póki go nie dopełnił, szukał tylko zręczności, a ta mu się rychło trafiła. Pani Bulska, która podróżowała wiele, opowiadała też dużo o podróżach swoich po świecie; jednego dnia zgadało się o Rzymie, i zaczęła obszernie o obrzędach wielkiego tygodnia, których parę razy