Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z Broniczem?
— Wyjechał.
— Dokąd? nie wiesz...
— Dowiem się, jeźli pani każe...
— Dobrze, i powiesz mi później.
W godzinę później, biedny artysta, który wszystkie spełniał posługi, łatwo się od Doroszeńki dowiedział, że Jan wezwany listem pojechał do Romaszówki, i piękna pani została o tem uwiadomioną.
Nazajutrz w najgorszym, opryskliwym jakoś, rozdraźnionym była stanie umysłu; cierpiał od niego Leon, z którego apatji nielitościwie szydzić poczęła, żartowała z malowanej twarzy Dahlberga, prawie rozgniewanego przymówką, nie mówiła do Niemca nie mogącego zrozumieć co zawinił, Salvianiego po pańsku traktowała z góry, a panu Morton powiedziała wręcz, że nie pojmuje Anglików, co się po świecie włóczą, szukając czego nie zgubili.
Posmutniał cały dwór, ujrzawszy królowę swą zagniewaną, niespokojną, szyderską, i jeden na drugiego winę tego nieszczęścia publicznego składał. Biedny Leon, kochający w niej jeszcze idealną Dosię sierotę, byłby się ze wszystkiemi strzelał i bił, gdyby wiedział kto ją do tego przywiódł stanu; łzy kręciły mu się w oczach; Dahlberg przypisywał zły jej humor atmosferze Borowskiej i wiejskiej. Bo któż mieszka na wsi! — dodawał z ruchem wymownym. Herder powiadał na ucho panu Aleksandrowi, że ją Anglik niecierpliwi, Sir Morton myślał, że ją nudzi Salviani, Włoch w ostatku cały tłum ten przeklinał.
Dość że nieodgadniona istota, umiejąca być wesołą jak młode ptaszę na wiosnę i chmurną jak pogrzeb ubogiego, tą razą przerażającą była kaprysem, szyderstwem, jakiemś rozdrażnieniem wewnętrznem, które ją opanowało. Wszyscy drżeli i było w istocie czego, bo nikt dnia tego łaski nie miał w jej oczach, nikomu nie przebaczała, a nie przewidywano jak to długo potrwać mogło.
Gdy Jan cicho i bojaźliwie wsunął się do salonu