Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w niej był oczyma i duszą, do starego milczącego gospodarza, który ponuro siedział w posągowej swej powadze i zadumaniu.
Ksiądz Ginwiłł, którego ranny smutek pani Bulskiej był jakoś ujął i przejednał, teraz, widząc ją znowu chichoczącą i płomieniste rozsiewającą wejrzenia, machnął ręką pod stołem i niepatrząc już nawet na nią ładował kieszenie okruszynami chleba dla psów i ptastwa swojego.
Na śniadanie Bronicz nie wychodził, okiem zdawała się go szukać przybyła, a gdy się ukazał u stołu, przywitała go z widoczną radością, która młodego chłopca zmięszała i zarumieniła niezmiernie. Spojrzeli na niego drudzy z podziwieniem i wyrzutem prawie, mignął mu wzrok pana Aleksandra chmurny jakiś i tęskny, a Jan przybity, oka już przez cały objad z talerza nie podniósł, choć kilkakrotnie wyzywała go piękna pani, a wejrzenie jej raz wraz się na niego zwracało. Artysty nikt i teraz rozbawić nie potrafił: obcy wszystkim, nie dał się wprowadzić w rozmowę nikomu, zbywał półsłówkami, trząsł głową, ruszał ramiony, lub zaprzątniony pytań nawet nie słyszał...
Wedle obyczaju domowego, po kawie rozeszli się wszyscy zaraz: pani Bulska już była we drzwiach salonu, gdy na myśl jej przyszła jakaś książka i zażądała jej od Bronicza, ale on odesłał żądane dzieło przez starego Mateusza... Na wieczór pierwszy przyszedł pan Aleksander i matkę tylko z pończoszką zastał, siedzącą już przy umbrelce, samą jedną. To wczesne przyjście jego nie uszło jej baczności, bo zwykle chorążyc się opóźniał, dziś przyspieszył, co rzadko bardzo się trafiało.
— Nie pojedziesz do Romaszówki kiedy? — spytała go nawiasem.
— I owszem, wybieram się właśnie z Broniczem.
— Dobrze żeś mi go wspomniał — odparła chorążyna — czyby go już nie osadzić w Kryłowie? jak myślisz? chłopiec się może rozpróżnować: boję się byśmy go potem nie mieli na sumieniu. Życie nasze nadto