Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

karmił rozmową i zbliżając do ślicznego dziewczęcia, poczuł raz pierwszy w życiu tę rozkoszną tęsknotę, to młodzieńcze bicie serca, które się nigdy p6źniej powtórzyć ju nie może. Nie zastanawiał się wcale nad tem jak położenie towarzyskie daleko go stawiło od córki Bundrysa, nie pomyślał o niebezpieczeństwie tych oczów, w które się wpatrywał z taką rozkoszą, chciał tylko przedłużyć chwilę, pierwszy raz świtającą życiu, które niespodziana jasność wypogodziła...
Razem z panną Konstancją poczęli niby gospodarzyć, ustawiać, przynosić, przyrządzać stoły, obmyślać pomieszczenie dla gości, wybierać napoje, obliczać butelki, ustanawiać nadzór nad niemi, i tysiące tych drobnostek maluczkich, zajęły ich oboje tak wesoło krzątających się koło tego gospodarstwa, że Bronicz zdumiał się słysząc zajeżdżającą pierwszą przed ganek bryczkę i zabolał widząc wchodzących gości, którzy ich samotność przerwali wrzawą myśliwą. Bundrys zastał córkę z Jasiem pracujących jeszcze koło szafy nad ogromną misą sałaty, i na progu zawołał głośno:
— Otoż to teraz tacy Wojscy, moi panowie... ja go tu zostawiłem dla opieki nad niewiastami; a on mi pod pozorem sałaty córkę bałamuci... i wierz-że tu komu!
Bronicz się zarumienił jak dziewczyna, a Kostusia z uśmiechem pobiegła ku ojcu i gościom.
— Jakże, czy przynajmniej na co się przydał? — spytał sędzia nielitościwy — czy pomógł do czego?..
— Nadzwyczajnie — odpowiedziała pani Osmólska — jeszcześmy go musiały pilnować, takiegoś nam sędzia zostawił gospodarza!..
— Oddamy go pod sąd... i ukarzemy przykładnie! — zakończył Bundrys śmiejąc się. — Ale tymczasem, panie Janie, wyręczaj mnie i każ dawać jeść, boś ty może nie głodny i nie bardzoś się zmęczył strojąc koperczaki, my zaś dobrze czujemy żeśmy pracowali...
Nieuwolniony więc jeszcze od służby, Jan zajął się przyjęciem gości, choć może nieumiejętnie, ale serdecznie, wyręczając gospodarza, który zajęty był my-