Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

drobnostkowo celę swoją maluczką i skromną, z cudnym na dachy spokojnego Rzymu widokiem, kaplicę, stacje, korytarze, obyczaje i godziny domu, swoje towarzyszki, wszystko co ją otaczało, z zamiłowaniem, gorącością, zapałem, który niepokój wzbudził w panu Aleksandrze, tak jej tam nic nie zdawało się braknąć.
Na list potem następny dłużej niż na inne czekać przyszło, i w duchu jego wielka zaszła zmiana; zimniejszy był, krótszy, a co gorzej, nie obiecywał na przyszłość po sobie częstych doniesień, na które hrabinej czasu braknąć miało. Zakończony był uniesieniem nad żywotem zakonnym i porównaniem go ze światowym, pełnym niepewności i zmiau, sercu nie dających spocząć, ani umysłowi zwrócić się wyłączniej do Boga. Chorążstwo nie śmieli przyznać się panu Aleksandrowi, że listy te w ogólności nabawiały ich strachu o hrabinę, która ze zwykłą swą żywością, zdawała się im teraz skłonniejszą do ascetycznego osamotnienia i życia klasztornego, niż do powrotu do cichej Borowej. Na twarzy pana Aleksandra codzień też widoczniejszy był przestrach, powoli go ogarniający — przeczucie jakieś, którego sobie wytłómaczyć, ani się mu obronić nie umiał. Wyrywał się jechać, ale go dane wstrzymywało słowo, bladł, mizerniał, cierpiał, a za nim i Borowa cała osmutniała...
Chorąży szczególniej od niejakiego czasu codzień widoczniej do grobu pochylać się zaczął. Dotąd nigdy prawie nie chorował, teraz uskarżał się na jakieś zawroty głowy, na duszność w piersiach, i co nigdy nie bywało, musiano stałego lekarza sprowadzić, osadzając go na wszelki wypadek w miasteczku. Staroświeckim obyczajem, ludzie zaraz z tego wnieśli, że dopiero chorować zaczną wszyscy, kiedy już doktor pod bokiem. Sprawdziło się to poniekąd, gdyż chorąży musiał nawet poprzestać schodzić na dół do salonu, i prawie się nie pokazywał na pokojach, częściej w łóżku i fotelu dni spędzając, niż na nogach, na których mu się bez pomocy kija utrzymać było trudno. Osłabł niezmiernie, kaszel się przyczepił jeszcze, a to zniknienie