Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Znać szlachcic nie przypuszczał z początku żadnej myśli ze strony chorążyca, i byłoby tak dłużej potrwało, gdyby ktoś z sąsiadów nie powinszował mu przyszłej kolligacji.
Wiadomo jak to się lada wieść rozchodzi szybko i rozgłośnie wśród pól naszych; dosyć było kilku przejażdżek pana Aleksandra do Bundrysów, żeby już mówiono o ożenieniu Jamunta z Kostusią. Niektórzy utrzymywali, że się już chorążyc oświadczył, że został przyjęty, że ślubu dzień naznaczony, a sędzia jeszcze się nawet nie domyślał starania o córkę.
Było to w sąsiedniem miasteczku, dokąd za interesem pojechał Bundrys i stanął w domu zajętym przez niejakiego pana Uchańskiego; starzy znajomi powitali się serdecznie; niegdyś bowiem kolegowali w sądach a choć różnili się wielce w swoich przekonaniach i pojęciach, choć prześladowali niemi wzajemnie, kochali jednak i cenili oba.
Bundrys był szlachcic zakamieniały, nienawidzący panów i państwa, nieprzyjaciel a-reszta-gratów; Uchański, wywodzący się z rodziny niegdyś dosyć głośnej, choć ubogi i podupadły, piął się do pańskości i górą nosił, broniąc magnatów i pragnąc się do nich jeśli nie re, to nomine policzyć. Obarczony rodziną liczną, bo miał pięciu synów i trzy córki, pracowity, wesoły, pan Uchański żył ze szlachtą, bo musiał, ale go ochotka ciągnęła do wyższego towarzystwa i często gęsto wyrwało mu się coś na panów braci, których szlagonami nazywał i podrwiwał z nich sobie.
Pomimo szczupłego majątku, choć w domu skąpić musieli, Uchańscy, żeby na wychowanie dzieci wystarczyć i przyszłość im jakąkolwiek zgotować. usiłowali zawsze trochę z pańska występować; mieli liberją herbowną, powozy i konie, kamardynera, dwór z kolumnadą nazywający się pałacem, i starali się o stosunki z arystokracją miejscową.
Okupywało się to oszczędnością niezmierną, ale stękając na biedę, Uchański utrzymywał się jak mógł na stanowisku.