Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Niech wiozą, niech wiozą! — dodała — co prędzej to lepiej, nie będziemy się o nią upominali pewnie... z Panem Bogiem i krzyżyk na drogę...
Bryczka już wychodząc turkotała, gdy jejmość zamyśliła się nad czemś głęboko: pomysł jej przyszedł do głowy, że musiano okraść nieboszczyka i dla tego sierota tak się łatwo wyrzekłszy wszystkiego, myśli z Sadogóry uciekać.
— To coś jest — odezwała się, zbliżając do kuzynka — ja to czuję, oni, ani chybi, nieboszczyka pana Mikołaja okradli, i jejmościanka wynosi się z węzełkiem, ale my jej tak puścić nie możemy, słyszysz waćpan?!
— A to bardzo być może — zawołał podejrzliwy Fryderyk — ja sam już na tę myśl wpadałem, ale cóż począć?
— O! sztuka... Waćpan jedź za nią i zrewiduj na drodze, a potem jeszcze szukać będzie trzeba tam gdzie uciecze, bo może przodem wyprawili pieniądze.
— Ja! ależ mnie siostruniu nie wypada samemu — odparł kuzynek, myśląc że niebezpiecznie byłoby jejmość samą zostawić we dworku z kluczami — chyba poślemy?
— No! to posłać! niech Grześ jedzie z waćpana chłopcem...
— Z lokajem! — dodał Fryderyk.
Szczęściem dla obojga, Grześ ciekawością sprowadzony do dworku już w nim od godziny gospodarował, zabierając co gdzie natrafił i znosząc do kupy, żeby zasłużyć na łaskę swojej pani: — posłyszała go radczyni i krzyknęła nań z drugiego pokoju; galonowany przytoczył się z rondelkiem pod pachą.
— Siadaj ty i kuchta na kulawego i bułanę i gońcie mi zaraz za tą jejmościanką, która ztąd odjechała tylko co... nie musi być daleko... mam podejrzenie że okradła nas. Sprowadzić ją tu z bryczką... natychmiast... słyszysz? — Grzesiowi w to graj, żeby awanturę zrobić; kopnął się zapomniawszy o rondlu, i niewiele słuchając, do karczemki poleciał po konie. Nie zważał nawet w pośpiechu, że Dosi wózek stoi przed propina-