Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pisałem do państwa, że na nich czekać będziemy.
— Już to ja powiem ci proboszczuniu — rzekła żywo Pękosławska — że na mnie ta śmierć i pogrzeby bardzo jakoś przykre robią wrażenie; choć niby to zdrowa, ale nerwy mam delikatne, wolałabym żebyście mi oszczędzili tego widoku. Zresztą ja z panem Mikołajem bardzo mało miałam stosunków, choć to był mój najbliższy krewny, jak myślicie, czy potrzeba mi być na pogrzebie?
— Sercu pani dobrodziejki — odparł proboszcz zdziwiony — dyktować nie będę, ale zdaje mi się obowiązek.
— Więc się powlokę, zapewne, ludzie by gadali, mój proboszczuniu, a te ludzkie języki! Ale powiedzże mi, bo ja tu nic nie wiem, cóż nieboszczyk? zostawił jakie rozporządzenie? pisaliście mi, że nie miał czasu?
— Ustnie, słów kilka do was mi przekazał — smutnie rzekł proboszcz — ale o tem potem.
Na wiadomość o przybyciu księdza, przysunął się i pan Fryderyk z białą swą twarzą i podejrzliwem wejrzeniem.
— A to nasz brat, pan Fryderyk Czeszak — zaprezentowała radczyni, — także wczoraj przybyły, niespodzianieśmy się zjechali.
Ksiądz niespokojnem okiem nań spojrzał spuścił wzrok z wyrazem smutku.
— Jesteśmy najbliżsi krewni nieboszczyka — począł Fryderyk — nie ma najmniejszej wątpliwości.
— Wiem o tem, wiem, — zabierając się do czapki i płaszczyka rzekł proboszcz — nie będę więc zwłóczył z pogrzebem, z którym czekaliśmy tylko na państwa.
To mówiąc, ukłoniwszy się nizko i zimno, wysunął się szybko kierując do dworku.
Izba już była pełna ludzi, a wieko trumny z obawy aby Dosia przy zabijaniu go nie mdlała i nie słabła, już wcześnie przymocowano, karawan stał w ganku, wszystko było gotowe. Sierota spała jeszcze, Jadwiga chodziła od jednego do drugiego prosząc, żeby nie ro-