Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nieboszczyku pieniądze zostały, czy to kto im czego nie wziął, i chcieliby co prędzej się ciała pozbyć, żeby już gospodarować w Sadogórze.
— Niech Bobie gospodarują — z pod pieca odpowiedział Piotr, machając ręką.
— A jak się dowiedzieli o Dosi, dziwowali się jakby nie słyszeli o niej nigdy... jużciż nieboszczyk musiał o niej i o was pomyśleć.
— Żeby był miał czas — rzekł Piotr wzdychając pewnieby nas tak nie porzucił, ale go śmierć zaskoczyła niespodzianie... podobno tylko proboszczowi to zlecił.
— A nie pisaliż nic? spytała Balcerowa...
— Gdzie jemu było pisać! — potrząsła głową Jadwiga.
Balcerowa załamała dłonie; postrzegli to starzy, ale wrażenia na nich nie uczyniła ta litość zwiastująca im osierocenie i żebraninę... nadto jeszcze w tej chwili smutkiem swym byli przejęci.
— A no! to pójdziem z torbą! — zawołał Piotr — i dobrzy ludzie zginąć nam nie dadzą. Dosi tylko żal... co to ona pocznie! Stary ją jak dziecko własne wyhodował i wypieścił, myślał pewnie coś dla niej zrobić... ale Pan Bóg ojciec sieroty...
Zamilkli na chwilę...
— Ja to tu z tem przybiegłam — pośpiesznie dodała szynkarka — żeby może jutro rano Dosia z wami do tych przyjezdnych przyszła, toby ich ujęło dla niej, możeby co dla was zrobili... bo to pokorne ciele dwie matki ssie...
— Ja nie pójdę — rzekł Piotr — po co?
— Ani ja — dodała Jadwiga ciężko wzdychając — chyba dla Dosi... myśleliby, że się im przpochlebić chcemy dopraszając czegoś, a człek taki nie umrze z głodu... ale cóż to za jedni moja Balcerowa?
— Co za jedni! Jegomość jakiś ni stary ni młody, ale kuty moja pani... kuty i znać nie najlepszego serca, a jejmość jak baryła, ledwieśmy ją do stancji na rękach wnieśli. On cicho gada i z ukosa patrzy, ona krzyczy i rozprawia, przyjechała sześciorgiem koni i