Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Aż tu od powozu dał się słyszeć głos:
— Grzesiu! Grzesiu! a chodź ino!
Grześ się zawrócił, całe towarzystwo nie wyjmując stojącego we drzwiach gościa, pozostało w zawieszeniu, uszu jego dolatywała zdala rozmowa pani radczyni ze służącym.
— A co izbęś znalazł?
— Ale zajęta, tylko tam jakiś jegomość obiecał ją dla jaśnie pani ustąpić.
— Prędzejże, prędzej, napędzić tę hołotę i zajeżdżać do karczmy, bo we dworze nieboszczyk, po nocy już tam przybyć nie chcę.
Głosik pani nie był bardzo miły, ale za to rozkazujący. Nim gość grzecznie ofiarujący się ustąpić mieszkania, pospieszył się jako tako ubrać, a Marek co najpilniejszego pozbierać, już się drzwi otworzyły a pani Pękosławska wtoczyła się ciężko przez próg przewalając podsadzana przez Grzesia i Balcerowę, bo sobie rękę podać jej kazała. Nie stara to jeszcze była kobieta, dobrej tuszy, ociężała, z twarzą rozlazłą i szeroką, zaczerwieniona może od drogi, miny surowej i rozkazującej a pańskiej. Ubiór jej zdradzał wyrzeczenie się wszelkiej kobiecej pretensji do stroju i wdzięku; miała na sobie suknię dosyć starą, chustek i chusteczek mnóstwo, dwa worki w ręku, kapelusz na głowie spłowiały i zmięty, a pomimo tego niepoczesnego pozoru szła po królewsku i jakby była u siebie... Nie zmięszał ją widok pakunku i ślady gościa, który jej miał ustąpić mieszkania, znalazła to bardzo naturalnem, obejrzała się tylko szukając go oczyma, a popatrzywszy zakrzyknęła:
— Na Boga, pan Fryderyk! co ja widzę, czy się nie mylę?
— Nie myli się pani dobrodziejka, istotnie, na jej usługi...
— A! sukcessyjka braciszku! sukcessyjka zwabiła!
— Sukcessyjka! siostruniu dobrodziejko...
— Waćpan tu dawno?
— Kilka godzin.