Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stanowiska gorzałczanego, które go tak wesołym czyni. Balcerowa wydała mu się jeszcze niczego. Magda choć trochę tłusta ale przystojna, karczma czysta i wygodna, ludzie otaczający, choć ich wszystkich ściskaj i brataj się z niemi, zdało mu się nawet, że między niemi są znajomi — kto wie? może krewni?
Z tej potrzeby wywnętrzenia umiała żywo skorzystać karczmarka, i pewna teraz, że ją nie zbędzie lada czem, spytała z przełaju zachodząc:
— Takiej wódki pewnie u was nie pijacie, to z Warszawy.
Chłopak sobie wąsa pogładził.
— A toć my z pod Warszawy — rzekł wręcz — znam ja co pierwszy, a co trzeci numer! to, to! Już takiej kminkówki jak w Miłośnej, albo w Grochowskiej karczmie, nie znajdziesz asani... Ale i to niczego.
— Albo to ją tam nie z żyta a z kartofel pędzą — odparła Balcerowa — choćby i w samej Warszawie, zobaczycie dalej jadąc... aby szynkarz uczciwy człowiek, wszędzie się znajdzie uczciwa gorzałka, a my nie z tych co to wody dolewają.
— Gdzie dalej? — uśmiechnął się chłopiec głupowato, bo w nim już trunek skutkował — a toż my tu do Sadogóry przyjechali i po wszystkiem.
— Do kogo? — spytała szynkarka z podziwieniem.
— A do siebie — ciszej odezwał się konfidencjonalnie chłopak — toż mój pan stryjeczny brat tego nieboszczyka.
Balcerowa przypomniawszy sobie twarz chmurną i obejście gburowskie gościa, aż pobladła; nie mogła nawet ukryć w sobie jak ją to obeszło, nalała szybko trzeci kieliszek kminkówki i podając go chłopcu, rzekła:
— Ja pieniędzy nie wezmę, choć no waćpan do alkierza, coś powiem.
Zrazu jakoś się wahał nad trzecim kieliszkiem pan Marek, ale gdy go zapach zaszedł, obejrzał się, chlasnął żywo i posłuszny za gospodynią wcisnął się do al-