Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

uwagi, a gwar pokrywała muzyka... Na twarzy starca ten sam wyraz panował jakiśmy widzieli na modlitwie, wielki spokój i powaga, zamyślenie głębokie jakieś, surowe... znać świat nie miał już dlań tajemnic i nie obchodził go wcale; jego żywot był już zamknięty i leżał pod siedmią pieczęciami wspomnień, w głębi serca nie dziwił się szaleństwu, ale go nawet ciekawością nie podzielał...
Wzrok jego roztargniony to spadał na ziemię, to krążył niedbale po przesuwających się postaciach, które witał jak znajome, długo się na nich nie zatrzymując. Nieopodal od niego stał wryty Leon, który sąsiada nie spostrzegł długo, i nie został też przez niego dojrzany. Dopiero gdy Adam i Jacek odstąpili milczącego wieśniaka, zostawując go osłupieniu i widocznemu rozdrażnieniu, które poszanować umieli, choć go sobie wytłumaczyć nie mogli, wejrzenie starca padło przypadkiem na Leona i długo wstrzymało się na nim z podziwieniem, ze smutkiem potem, nareszcie z widocznym niepokojem. Popatrzał chwilę nieznajomy, podniósł się i chwyciwszy za rękę Leona, obudził go zapytaniem:
— Co ty tu robisz?
— Ja? — rzekł oglądając się młody chłopiec — ja? A! to hrabia! a pan? — zapytał żywo.
— Ja wszedłem odpocząć, a ty... co ci jest? po coś tu przyszedł?
— A! to okropna historja! — załamując ręce odezwał się młody artysta — nie pytaj pan, doprawdy nie potrafię odpowiedzieć.
— Cóż to jest! śledzisz kogoś oczyma! ty! także rychło już opętało cię miasto i ogarnęło życie twoich wsp6łbraci artystów... Leosin! mów! co to jest?
— Nie mogę panie, nie umiem — odpowiedział niespokojny Leon, i oczy jego skierowały się w tej chwili na Dosię przechodzącą blizko nich, a starzec idąc za niemi, ujrzał ją także, puścił rękę Leona i osłupiał, smutnem przejęty jak on wrażeniem...
Twarz jego pobladła, nsta zadrgały.
— Znasz ją? zapytał żywo...