Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A ha! post! to zrozumiałem, u nas zawsze post! masz racją spiewać o nim! rzekł Canova...
Nos habebit humus!
Nos habebit humus! — dokończył Tycjan. — Cała rzecz — dodał wyspiewujący odchrząkując, — że ten bestja, turbator chori, Canova, nie rozumie po łacinie, i zazdrość porywa go w swe szpony jastrzębie, dla tego mi nie daje się popisywać...
— Jakto? nie rozumiem! podchwycił Henryk — post, zrozumiałem, chory, także wiem, bom nie zdrów, turbator podobnie, zresztą nikt mi nie dowiedzie żeby do rzeźbiarstwa potrzebna była łacina...
— Wpadłeś w matnię — rzekł Adam — właśnie że nic bez niej wyrzeźbić nie potrafisz, bóstwa łacińskie, święci łacińscy, allegorje łacińskie...
— A jak ja to wszystko precz odrzucę i pocznę rznąć z gliny i kamienia chłopów i baby...
— A toż co? do miljon trzysta pięćdziesięciu dwóch djabłów! — przerwał Tycjan, już mi się myślicie puszczać w teorją na czczo! Teorja zużywa człowieka do nitki, a i tak, amfitryonie szanowny, żołądek się dopomina...
— Leon słuchał osłupiały.
— Po niemiecku, odezwał się Adam, wstaniemy, ubierzemy się, i każdy z nas pójdzie...
Sumptu proprio — rzekł Jacek — rozumiem, ale gdyby nam choć kawy, czy cykorji niewinnej z dołu przyniosła Ludka...
— Jemu się Ludki chce nie kawy! — zawołał Canova — ale z tego nic nie będzie! Kiedyżeś ty pił kawę? Kawa to trunek kobiet otyłych, starych księży, smarkaczów co kożuszki lubią, ludzi statecznych i nałogowych, porządnych i tyjących — ty nie masz kwalifikacji.
— Pleciesz... ten oto Endymion Korjolan, przybyły ze wsi, zawiał mnie powietrzem Arkadji, które przyniósł z sobą w kieszeni... więc kawa niech wieś nam przypomni...
Rura canamus...