Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pokrzepić się musisz czemś — szepnął Paweł.
— Należałoby, bo tu o człeku nie ma komu pamiętać... ta dzierlatka klęczy, modli się i płacze, sama nic nie jadłszy już trzeci dzień, a co ją sen zmorzy, to się szlochaniom budzi... słudzy kościelni o głodzie...
— Chodźbo wasze na piwo, widzę że ci się go chce — przerwał Paweł; — na co ci te ceremonje... powiesz mi po drodze o starym, bom ciekaw a nie wiem nic.
Zawahał się organista — spojrzał ku izbie, wszedł do niej i coś babkom szepnął, potem wysunął się ze dworku z panem Pawłem, ale bez czapki.
Dopiero za bramą odchrząknąwszy, głośniej począł i śmielej, kierując się ku naprzeciw stojącemu szynkowi.
— Musiałem tam wprzódy rozporządzić, bo na mojej głowie wszystko — rzekł do pana Pawła — baby się mogły pospać, ktoś by nadszedł, wstyd i nie godzi się.
— Czy też tak nikogo a nikogo tu nie ma? — zapytał Paweł.
— Jak widzicie, prawie pustką dworek stoi, bo to osobliwsze nieboszczyk prowadził życie — rzekł organista, iterum iterumque zażywając tabaki głośno i zamaszysto, rad że się od trumny mógł na chwilę oderwać. — Żył sam jak palec, stary furman Piotr, kucharka i gospodyni niedołężna, wyrostek i ta dzieweczka, która tam u ciała płacze... ot i po wszystkiem... A substancją miał dobrą...
— A to część co się zowie — rzekł z kolei pan Paweł — jedz, pij i popuszczaj pasa, gruntu po uszy, i jaki jeszcze!! To pański mająteczek...
— Dla tego też powiadam, że grosza po nim zestać musiało i dobrego! — pokiwał głową organista... — człek był rządny, z ludźmi prawie nie żył... zbierał i pewnie... zostawił niezgorszy węzełek.
Domawiając tych słów stanęli w progu szynku, przed którym na ławeczce, pani propinatorowa siedziała, wachlując się liściem łopuchu ogromnym. Jak tylko zobaczyła gości idących, podniosła się z uśmiechem, i powitała organistę jak starą znajomość; kobiecinie niepomału widać chciało się pogawędzić, a sama była