Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z przestrachem poczęła myśleć o jutrze, rachować się z pieniędzmi i roić co jej grozi; ale wnet silna młodość i przeczucie, podniosły ja na swych skrzydłach złotych, i marzenie wyciągnęło z ciemnego i ciasnego kąta, na świat weselszy i promienny.
— Nie! nie! — zawołała — ja tu zginąć nie mogę — ludzie tak źli nie są, a oko moje czyta w nich i przeczuwa co się w głębi duszy ich dzieje — wyjdę z tego odmętu, i będę panować.
I po chwili znowu pieszczone dziecię, obejrzawszy się na ciasną i zimną pustkę otaczającą, poczynało płakać i rozpaczać. Młode uczucie przerzucało ją ciągle z jednej ostateczności w drugą, ukazując to zgubę i śmierć głodną, to raje błyszczące i kupy złota i kupy ludzi na klęczkach. Dosia oczekiwała czegoś niespodziewanego, ni mniej ni więcej cudu jakiegoś, znalezienia matki, uścisków serdecznych, rodziny witającej ją zgubioną, i otaczającej pieszczotami za przecierpiane bole. Niekiedy na myśl wracała Sadogóra, ojciec przybrany, poczciwy Piotr i Jadwiga, ale nie wiem czemu już tam długo nie pomieszkała sercem, czując się do innego przeznaczoną świata.
Tak rozgorączkowana przechodziła się po izdebce, gdy pani Rieben pokazała się we drzwiach ze świecą w ręku, troskliwa o lokatorkę swoją, przychodząc się dowiedzieć czy nie potrzebuje czego, i ofiarując jej dziewczynę do posługi. Spojrzawszy uważnie na Dosię, spostrzegła zaraz co się z nią dzieje, i pokiwawszy głową, zawołała:
— No, co to panienka tak się martwi! nie trzeba się tak bardzo turbować; każdy z nas ma swoje kłopoty, ale się z nich ratuje, byle młodość a głowa. Wszakże to jeszcze tak młoda! niech no mnie panienka wszystko rozpowie, może i ja co poradzę. Jakże to się to stało, że panna tu przyjechała?
— A! moja kochana pani — odparła Dosia, — cóż mam ci powiedzieć? jestem sierota, nic nie mam prócz ubóstwa... nikogo w świecie co by się mną zaopiekował, szukam... sposobu do życia.