Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ja katalogi piszę i sprawdzam, on nosząc książki i robiąc śledztwa o myszach i molach nad głową mi gderze, gadamy z nim o nieboszczyku bibliotekarzu, którego wszystkie nałogi przejął starowina; potem pan Aleksander przyjdzie czasem do mnie i da mi jakiś arkusz do przepisania lub rachunek do zrobienia, obiad i gawędka.
Gdy w bęben zabębni kuchta przy bramie pałacowej, z dworków się rusza kto żyw, Pulikowski ze stajni, Hończarewski ze swego mieszkania w oficynie, i prawie razem schodzimy się wszyscy do sali, gdzie najczęściej już nad krosnami zastajemy panią chorążynę, która każdego wita jakiemś słowem przyjaznem i troskliwości pełnem, czasem chorąży do kogo się odezwie. Hończarewski oprócz Apokalipsy, z którą się tai dla proboszcza niemiłosiernie go fukającego za prorocze jego dziwactwa, ma sobie za obowiązek zgadywać pogodę z pająków, znaków różnych na niebie i ziemi i barometru. Żeby mu się więc zdawało, że nie darmo chleb je, i coś robi a na coś się przydał, najczęściej sam stary, gdy wnijdzie do pokoju, pyta go: No, a co? jak barometr?
Hończarewski przybiera naówczas tak poważną minę, jakby nie tylko zgadywał pogodę, ale ją robił dowolnie. Jest to mały i chudy staruszek, z długą szyją, na której osadzona głowa bardzo wielka, łysa, z oczyma niezmiernie wydatnemi, usta wpadłe, czoło pokrajane fałdami, ubrany zawsze jednakowo, we fraku sieraczkowym starego kroju i aksamitnej w kraty kamizelce. Gdy go spytają o pogodę, tajemniczą robi minę, zacina usta jeszcze więcej, i odpowiada wedle humoru, prorokując naprzód więcej niż barometr i ludzie wiedzieć mogą. Te jego przepowiednie, ziszczające się czasem lub fałszywe, są zawsze przedmiotem chwilowej przedobiedniej rozmowy.
Pulikowski wślizga się nieznacznie, o ile mu otyłość pozwala, wzrokiem przelękłym spogląda na pannę Jamuntównę i jak najdalej się od niej odsuwa, starając jak najniżej ukłonić. Ksiądz kanonik wpada żywo zwy-