Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sami gospodarze. Oprócz rządzcy a naszego krewniaka, który w takim stroju jak był, przyszedł do pałacu, i kanonika księdza Ginwiłła, znajdowali się jeszcze i inni do tego dworu należący. Niemłoda już kuzynka, którą mi ojciec w rękę pocałować kazał, panna Jamuntówna, słuszna, sucha i sztywna, i choć trochę dumniejsza od samej pani, ale niemniej od niej chętna dla nas i uprzedzająca; przy niej jej synowica Krzysia, śliczna bruneteczka, mała i żywa, z której ciągle ksiądz Ginwiłl żartował, że raki piekła; pan kapitan Zbrzeski szpakowaty kawaler nadskakujący obu, z kolczykiem w uchu i wysoko podpiętą na halsztuchu chustką białą...
Uważałem także w kątku ciągle siedzącego pana Hończarewskiego, o którym mi po cichu powiedział pan Doroszeńko, że ma lekkie pomięszanie z naczytania się Pisma Świętego, i uważa się za proroka, zresztą najlepszy człowiek w świecie, ale że sobie samby rady nie dał, tu go państwo Jamuntowie przytulili. Było jeszcze kilka figur mniej wydatnych, do których się przybliżyć nie mogłem.
Wszyscy mnie karmili przy tem śniadaniu, sama pani, panna Jamuntówna, ksiądz Ginwiłł, Doroszeńko, pan Aleksander, a że nikomu odmówić nie chciałem, już nie wiem wiele zjadłem i czego. Zaraz potem wszyscy się rozchodzić poczęli, a nas zatrzymała sama pani i obu poprowadziła do drugiego pokoju, nadszedł i stary pan chorąży ręce trzymając za sobą, i pan Aleksander.
— No, kochany panie Ignacy, odezwała się do krosienek siadając chorążyna, bo ciągle robotę jakąś robić ma zwyczaj, jeśli nie pończochę to włóczkową na kanwie robotę, lub siatkę — co tam myślisz o synu?
— Cóż? w świat pójdzie? a najpewniej go w służbę oddam, niech się pokory uczy, której ja nie miałem nigdy, i to mnie na starego obdartusa wykierowało...
— W jakąż służbę?
— Rachmistrzem lub pisarzem będzie na początek, rzekł ojciec — pisze pięknie, rękę ma dobrą...