Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Musiała być bardzo piękna za młodu, wzrost tylko niewielki, a dziś już się trochę pochyło trzyma, zawsze uśmiechniona, każde jej słowo nacechowane anielską dobrocią, sama wesoła, lubi to i w drugich. Wszyscy też tu jakoś pogodnie i swobodnie wyglądają. Wśród dworu tylko jedna posępna i milcząca twarz pana odbijała wyrazem tęsknoty. Jest to starzec już złamany życiem widocznie, silny jeszcze ciałem, ale upadły na duchu, niezmiernie mało mówiący, zamyślony... Budowy silnej, dziś się zgiął już i nieco nogami suwa, blady, oczy czarne, wielkie i żywe, włos siwy obfity, ubiór ciemny bardzo prosty. Chociaż nie odzywa się prawie, nie zastrasza tak jakby sobie wyobrażać można; widać że to milczenie pochodzi nie z pogardy dla ludzi, ale z niezwyciężonego smutku leżącego na duszy; myślą jest gdzieindziej. Najczęściej chodzi po pokoju ręce założywszy w tył pod suknię, lub siada w oknie i patrzy, ale znać że nic nie widzi.
Gdy ma do kogo co powiedzieć, mrugnie i pocichu krótko coś tylko szepnie, a potem znów chodzi i myśli. Wszyscy go tu szanują, ale w licznych rezydentach i dworakach nie znać uniżoności i przypochlebienia się ani jemu ani pani: swobodni są, śmieją się, chodzą, żyją, nawet ojciec w swojej perłowej kapocie, rozruszany przez panią Jamuntowę, która go w opiekę wzięła, wnet się ośmielił i rozgadał. Młody pan, którego tu Olesiem wszyscy nazywają, nie jest już wcale tak młody, owszem dojrzały mężczyzna, coś do ojca podobny, jak on milczy, ale mniej przecie i jak on dobrym się zdaje. Piękny wcale, postawa szlachetna, czoło wysokie, nos prosty, usta łagodnego wyrazu.. Dziwi mnie jak to ci wielcy panowie nic na tych którychem sobie w nich wyobrażał nie wyglądają, nie pooznałbyś, że te pałace, majętności, ogrody, ziemie i bogactwa do nich należą; że ci ludzie w takiej liczbie ich otaczający żyją z ich łaski.
Pani Jamuntowa rozmawiała z ojcem tak uprzejmie, ażem ją za to pokochał; mnie młodszy pan wziął w opiekę i jednem słowem ośmielił.