Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i ho! a jutro już rogi wyrosły. Takie kobiety to się chyba muszą rodzić tylko po miastach, bo na wsiach, chwała Bogu, im podobnych nie widać, a to by z niemi oszaleć przyszło. Kapitan Zbrzeski zawsze się zapala dla lada Horpyny... a cóz dopiero taka Venus, mosanie. A nie kochałeś to się waćpan, ja panu policzę, w pannie Anieli, Karoline, Ludwice, Marjannie coś się był nawet zaręczył, Katarzynie ażeś się chciał topić dla niej, a w pannie Krystynie?
— E! co to mi waćpan cytujesz te dziecinady, dla zabawki, ofuknął się kapitan... gdzież porównanie... tych do tamtej... albo to ja się kocham czy co? a to by mnie oddać do czubków!
Wszyscy się śmiać zaczęli.
— Ale to panie istota! — i uderzył się w czoło, czem jeszcze lepiej wszystkich do śmiechu pobudził. — Waćpanowie jej nie lubicie dla tego, że proboszcz ma tam coś przeciw rozwódce, a wy go słuchacie jak cielęta, ot co to jest... i bywajcie zdrowi...
Na tem się przerwała rozmowa, a Doroszeńko dołożył tylko po cichu, że kolega jutro może całkiem zmienić zdanie, gdy hrabina tyłem się do niego obróci, bo tak co dwa dni, i klnie jąą i pod obłoki wynosi.
Zostawiłem więc dwór rozdwojony, i nie wiem jak go powróciwszy zastanę.

20. września.

Nazajutrz tedy raniuteńko jak świt, zwinąwszy mój mały tłomoczek, najpotrzebniejsze tylko biorąc rzeczy, pobiegłem do stajni, konia sobie sam osiodłałem i ruszyłem przez śpiące jeszcze miasteczko, drogą mi znaną — do domu.
W przejeździe nikogom nie spotkał, prócz księdza Ginwiłła, który w szlafroku z brewjarzem starym w ręku, wyszedł mi pobłogosławić.
— Krzyżyk ci nie zaszkodzi — rzekł — nie wiem czyś ty o nim pamiętał, chłopcze, a starzy nasi poczciwi nie ruszyli bez niego, sami siebie i drogę żegnając przed szkapą... tak! tak! Niech cię Bóg prowadzi