Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
1. września.

Nareszcie doczekaliśmy się Bundrysów; pani Osmólska, sędzia i Kostusia przyjechali wczoraj po obiedzie; chorążyna wybiegła naprzeciw nich aż do sieni i uściskała dziewczątko, które zdawało się pomięszane wrażeniem tego państwa, gmachów, murów, staroświeckiego zbytku i powagą domu. Oczy jej biegały po ludziach, po przedmiotach i zdawały się chcieć odgadnąć znaczenie ich, przeszłość... charakter... Wyszedł i pan chorąży, którego twarz smutna a pociągająca, zasępiła na chwilę lice dziewczynie, bo się w nim wszystko jak w zwierciadle odbija. Chorążyna, panna Jamuntówna, Krzysia starały się ją rozbawić, co zresztą nie trudno w Borowej, gdzie tyle jest do widzenia, a dla niej tyle być musiało nowego.
Matka za każdem drzwi otwarciem, spoglądała niespokojnie oczekując pana Aleksandra, posyłała po niego, chcąc sama widzieć i sądzić jak przywita pannę Konstancję i jak będą z sobą... on nie przychodził, i dopiero w pół godziny nadbiegł z ogrodu, gdzie go ledwo wyszukano. Ale tak był swobodny, a tak chłodny, że nie wiem czy co chorążyna wyczytała w jego obejściu pocieszającego; bawił szczególniej sędziego i nim się zajmował. Kilka razy ich zbliżano do siebie, zawiązywano rozmowę, ale stary Bundrys przeszkadzał... Humor miał jakiś niedobry, i jak chorążyna na syna, on wciąż na córkę patrzał, starając się wyczytać z jej twarzy co myśli, jakie to na niej robi wrażenie, zasępiał się jej wesołością, martwić zdawał zbytniem rozżywieniem, które wzrokiem surowszym wstrzymywał.
Temu ojca ostrożnemu jakiemuś kierowaniu córką przypisać może potrzeba, że panna Konstaucja, która kilka razy swobodnie puściła cugle wesołości dziecięcej prawie, wstrzymywała później widocznie i poważniała owiana chłodnem wejrzeniem Bundrysa.
Chorążyna próżno starała się Kocię i panią Osmólskę oddzielić od sędziego, on nie ustępował kroku.