Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

życie tą sceną uroczystą uwolnienia i słowa danego wobec całego świata zostało zapieczętowane, myślał już o Ameryce i spoczynku.
Dla Polski spodziewali się inni wiele, on mało.
W tych to dniach pierwszych oswobodzenia, gdy się raz wieczorem zebrali w mieszkaniu Potockiego Kościuszko, Niemcewicz i kilku innych, jenerał, nie wymieniając ani nazwiska, ani osoby, opowiedział im o nadzwyczajnych odwiedzinach w pałacu nad Mojką. Nie taił on, że dlań wiele cierpiała, że była zabitą, rzucona na polu pod Maciejowicami.
Niemcewicz, choć rozczulony opowiadaniem romantycznem, które go do najwyższego stopnia wzruszyło, zachował swój żartobliwy humor i odezwał się, ściskając Kościuszkę:
— Kochany nasz bohaterze, to twojego szczęścia trzeba, żeby na te lata, w takich wypadkach mieć jeszcze takie przygody!
— Mego szczęścia! — pochwycił Kościuszko — patrzcie go! znalazł człowieka szczęśliwego...
— Zapewne — dodał Ursyn — stoję przy swojem, że na twój los pomieniałby się każdy, nawet pod tym względem. Księżna Lubomirska do dziś dnia cię kocha... a ta...
— Któż to mógł być? — spytał przytomny Iliński — wszystkie Polki w Petersburgu znam... o wszystkich przynajmniej wiem.
— A nie słyszeliście nic o przygodzie mojej w więzieniu? — zapytał Kościuszko.
Senator zamyślił się.
— Tak! tak! — rzekł — posądzano i aresztowano z tego powodu Polkę, jenerałową Puzonów.
— Puzonów? ależ to być ona musiała! aresztowano? cóż się z nią stało?
Iliński po przytomnych spojrzał i zamilkł, kończąc suchem: — Ja nie wiem.
Nie chciał on zasmucać Kościuszki opowiadaniem tragicznego końca, o którym po cichu wszyscy sobie szeptali w Petersburgu.