Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co się to dzieje? — zapytał wódz.
— Co się ma dziać? nic się nie dzieje! schowajcie głowę i siedźcie cicho...
Mówił tak, a nie mogąc wszakże oprzeć się własnemu wrażeniu, ręce załamał i począł głową potrząsać.
— Co to wam? — powtórzył Kościuszko.
— Co mnie, to i drugim! — szepnął żołnierz, — bieda to i bieda...
Więzień wysunął ćwierćrublówkę... Żołnierz, choć strapiony, chciwie porwał ją, zbliżył się, oglądając, położył palec na ustach i szepnął:
— Matuszka nasza! ach! najmiłościwsza cesarzowa pani umarła tej nocy.
To powiedziawszy, drzwi zamknął i na stołek swój powrócił, udając najniewinniejszego.




LVI.

Można sobie wystawić, jakie wrażenie wywarło tych słów kilka na Kościuszkę... Jakkolwiek zamknięte są więzienia, jednakże i przez ich mury i kraty coś dochodzi.
Wiedział on, że Paweł lepiej od matki był usposobiony dla Polski. Serce uderzyło mu, złożył ręce i, nie mogąc się już niczem zająć, pozostał tak w gorączkowem jakiemś oczekiwaniu.
Przez cały ten dzień, ku wieczorowi coraz więcej ruchu panowało na ulicy i w więzieniu nawet; żołnierze dość żałowali zmarłej, oficerowie żywo zajmowali się mającymi nastąpić wypadkami. Wreszcie późno doszła już więźnia wiadomość pocieszająca, że Paweł, otoczony liczną świtą, przybył z dworem swym wojskowym do pałacu, że ogłoszony został cesarzem i że pierwszy zausznik Zubowa, niegodziwy Marków, otrzymał rozkaz natychmiastowego opuszczenia dworu i stolicy.