Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spuścił głowę, łzy mu się potoczyły z oczu.
— Ty? ojczyznę zgubiłeś? — podchwyciła Helena. — Na Boga, ciebie kraj cały czci jako zbawcę narodu! Nie winieneś, że twą ofiarę Bóg skruszył dla swych widoków niedościgłych, że ci ludzie jej może dokonać nie pozwolili! Dałeś ojczyźnie więcej niż życie pod Maciejowicami ofiarowane, spokój, imię, poświęcenie nawet bez nadziei skutku, wszystko.
— Ale któż był we mnie, aby mnie pojął, a skutek jest ten, że Polska zgubiona, zwyciężona, podarta... że po mnie mieć nie będziecie ani wojska, ani wodza, ani iskry otuchy.
— Nie mów tak! — zawołała szybko jenerałowa. — Paweł wcale innemi chęciami jest ożywiony dla Polski, niż jego matka.
Nie oddawajcie się rozpaczy! Ja przyszłam umyślnie tylko, aby wam przynieść tę gałąź oliwną, bośmy wiedzieli, że upadłeś na duchu... przyszłam ci powiedzieć: żyj, abyś jeszcze służył ojczyźnie...
— Ja? — zapytał Kościuszko, trzęsąc głową — ja? Mylicie się. Ten, czyjemu poświęceniu i orężowi raz nie pobłogosławił Pan Bóg, nie powinien nigdy przebojem iść przeciwko przeznaczeniu. Ja padłem zabity na polu podzameckiem, ja żyję za karę, bym cierpiał tylko, bym wspominał tę godzinę ekspiacyi i gryzł się nią. Ale nigdy! nigdy wodzem nie będę... gdybym był nawet żołnierzem, bo Bóg sam skruszył łaskę hetmańską w moich rękach.
— Uczynisz, co zechcesz i kraj każe — przerwała kobieta — ale żyć powinieneś i mężnie czekać. Kiedy godzina wielkiej odmiany uderzy, Bóg wie, ale wybije rychło i wybije, głosząc wam swobodę.
— Mnie? swobodę? — spytał Kościuszko — swobodę mnie, gdy ojczyzna w niewoli?
Westchnął i popatrzał na nią.
— Jakeś się ty tu dostała, pani moja — zapytał — skąd? jak?
— Nie mam dziś czasu opowiadać wam dziejów moich, lada chwila powróci doktór, mówmy o tobie, panie.