Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powiedz, czemu tak patrzałeś na nią?
— Wiecie — rzekł Zubow — mówią o niej, że ona raz była zabitą i jest zmartwychwstałą, że nosi w sobie drugą duszę jakąś. Bóg wie co! Opowiadano mi dziwy, patrzałem, jak na upiora!
Zubow żywo przeżegnał się niepostrzeżenie.
Carowa wstała zwolna z krzesła.
— Nie daję rozkazów policyi, bo by jej chody najprędzej niezgrabnością się zdradziły. Weź pieniędzy, ile będzie potrzeba, z mojej szkatułki, każ śledzić. Codzień powinnam mieć raporty.
Kto wie? Może uwięzieni Polacy: Potoccy, Kościuszko, ten bezczelny Niemcewicz są w spisku... postawić szpiegów przy więzieniach, lub wszystkich zamknąć w Petropawłowsku... Nie, to później! nadtoby ludzie widzieli!
Teraz cicho, nie dać nic poznać po sobie, a mieć oko!
Na tem skończyła się rozmowa.




XLV.

Pałac Orłowa nad Mojką nie miał wcale pięknej powierzchowności, gdy na świat przychodził.
Od pierwszego domu z cegły wzniesionego z rozkazu Piotra w 1710 do 1796 r. stolica budowana z musu na gwałt rozrosła się i rozszerzyła, ale przepych, o który się dobijała, świecił tylko na głównych jej ulicach, wreszcie z pruskiego muru domki, na sposób niemiecki, były najpospolitsze; a na Wasilewskim ostrowie pełno jeszcze było chat drewnianych i szałasów niegodnych wielkiej stolicy. W całym Petersburgu za Katarzyny, oprócz marmurowego pałacu i cerkwi Izaaka, nie było więcej budowli z kamienia. Pałac Orłowych, obrócony na więzienie, wyglądał na nie. Straże chodziły dokoła, okna napół były pozasłaniane,