Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ma prawa... więc będziecie poleceni ludziom u władzy... nominacya wyjdzie od cesarzowej... To jest przecie rękojmią bezpieczeństwa dla was, ale... mimo to będziecie wierni nam... chcę mówić — poprawiła się Helena — tym, którzy wam przeze mnie wolę swą objawią.
— Nie trudno mi się domyślić komu — szepnął doktór, wzdychając — ale tu w Rosyi to gra, która o utratę głowy przyprawić może...
— Wiecie to najlepiej — odparła jenerałowa, patrząc mu w oczy — że wielkie sprawy bez wielkich poświęceń nie idą...
— A więc mówmy szczerze — zawołał, powstając, doktór. — Wielkie sprawy! ale co mnie do tych spraw, które jak najmniej starego doktora Niemca obchodzą... co mnie do partyi jednej lub drugiej, która chce i spodziewa się władzę osiągnąć... czem dla mnie Katarzyna i Paweł... Ja jestem biedny cudzoziemiec, który na życie sobie zarobić pragnę.
— I możecie być pewni, że sobie spokojną wysłużycie starość, słuchajcie mnie.
— Ale wy, pani moja — przerwał doktór — jakąż tu gracie rolę? ja was nie rozumiem, jenerał jest protegowany przez Zubowa?
— Ja będę prezentowaną cesarzowej i będę nizko się kłaniać Zubowom, Demidowym i Markowym i padnę na kolana przed Naj. Panią.
— A potem?
Helena uśmiechnęła się smutnie, spojrzała poza siebie, aby się przekonać, że mąż nie słucha, i dodała, ciągnąc dalej rozmowę:
— Dymitr Wasiljewicz jest bardzo dobrym człowiekiem, daleko lepszym, niżeli w początku sądziłam... słuchaj mnie...
Zarumieniła się mocno i ręce jej załamane opadły na kolana.
— A! dla wielkiej nadziei musiałem poświęcić wszystko! Nie! wy mnie zrozumieć nie możecie, ja wam powiedzieć tego nie potrafię... ale słuchajcie mnie, doktorze... i ja coś mogę i ja się nauczyłam życia ludzi: przyszłość jest w Gatczynie, a w Petersburgu dożywają reszty.