Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zynkowi, dla jakiejś posady dyplomatycznej, o którą starał się, zbliżył się do ucha Ekscelencyi i szeptał coś długo.
Zubow zrobił twarz zdziwioną i zamilkł; Altesti chmurno spojrzał na Sołtykowa, Kazinski zaciął usta.
Na tem skończyła się rozmowa, ale po wyjściu gości Zubow kazał sekretarzowi napisać do Puzonowa, aby się do niego stawił w południe.
W godzinie tej przyjęcia już były skończone, Zubow w pełnym mundurze wielkiego mistrza artyleryi zabierał się siadać do karety i jechać na jakąś paradę, gdy mu oznajmiono Puzonowa.
Platon zmierzył go od stóp do głowy wzrokiem pełnym dumy niewysłowionej, monarchicznej.
— Dymitrze Wasiljewiczu! — zawołał groźno — nie spodziewałem się po was, byście mieli pamięć tak krótką.
— Winienem — odparł Puzonów — ale byłem chory i...
— I coraz mniej czułeś pono ochoty zbliżać się do nas! Strzeżcie się, jenerale: przyjaźń jest także zazdrosną.
— Ale niech Wasza Ekscelencya wierzyć zechce, iż wdzięczność nie jest uczuciem przemijającem.
— Co się z wami dzieje? — spytał Zubow, przeglądając się w lustrze i nakładając rękawiczki.
— Żyję i jestem szczęśliwy! — odparł cicho Puzonów.
— Szczęśliwy! winszuję! potrafiliście więc zwyciężyć tę kobietę...
— Nie wiem, czy ona mnie, czy ja ją zwyciężyłem, ale żyjemy zgodnie i odzyskałem spokój serca.
— Myślicież kontentować się potrawką z serca w chatce wieśniaczej? hę? Jeśli tak jest! czemużbyście jej na dworze nie prezentowali? chcecie?
Puzonów wiedział dobrze, iż nie można było nie chcieć, że samo pytanie liczyć się było powinno za dobrodziejstwo, skłonił się do ziemi.
— Ale czyżbym śmiał? Cesarzowa, pani nasza najmiłościwsza...
— O! o! — rzekł Zubow — cesarzowa zrobi, o co ją poproszę, bądźcie pewni! Trzeba, żebyście żonę prezen-