Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XX.

Kobiety, oburzone postępowaniem rządcy, przestraszone jego pogróżkami, w parę godzin potem już się znajdowały w miasteczku, gdzie w nędznej izdebce żydowskiej tymczasowego szukały schronienia.
Ksawerowa płakała, przypisując to nieszczęście potrosze zbytniej porywczości Heleny, ale uznawała sama, że bez ostatecznego upokorzenia pozostać w Dobrochowie nie mogły. Poczciwy, stary proboszcz, ksiądz Gruszka, nadbiegł im w pomoc, dowiedziawszy się o wypadku, i zaręczył gospodarzowi za biedne wygnanki, gdyż nieszczęśliwych, wypędzonych przez rządcę, nikt przyjmować nie chciał. Obawiano się zarówno ich ubóstwa i zemsty pana Tęborskiego.
Stało się to tak prędko, że rządca, zajęty przyjmowaniem oddziału Rosyan, który przysłany był do Dobrochowa, poszukując jakiegoś niebezpiecznego człowieka — nim się miał czas namyślić, co dalej począć, dowiedział się już przez stróża, iż pani Ksawerowa do miasteczka się wyniosła. Nie w smak mu to poszło, chociaż sam był wydał rozkaz — pośpiech mu się nie podobał...
Przyszły po pierwszym gniewie uwagi różne, a żona zaklinała, aby się do ostateczności nie posuwał.
— Widzisz przecie — mówiła — co się dzieje w kraju — masz uszy a nie słyszysz! Wszakże się widocznie na coś zanosi przeciwko Rosyanom... ty się tylko ich boisz, a swoi cię powiesić gotowi... Rosyanie cię pewno nie obronią. Te kobiety miały stosunki z ludźmi, którzy coś potajemnie robią... za nie na tobie się mścić będą... Narażasz się! Szaleńcze! za grosz nie masz rozumu! I tak już psy na tobie wieszają, a dalej ciebie jak psa powieszą!
Pan Tęborski wysłuchał tej filipiki żoninej, zagroził jej, ofuknął, ale wziął do serca uwagę. Choć prędki i gniewny, był on z rodzaju tych ludzi, co ze słabszymi zuchwale się obchodzą, ale poczuwszy najmniejsze niebezpieczeństwo, truchleją... Obawiał się wszystkiego... zląkł więc i następstw swej porywczości... ale już było po czasie.