Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dalionu zbladłem pismem, nieczytelnie, kobiecą ręką nakreślone po francusku:
A mon ami Venceslas — Louise.
— Ten drugi medalion — mówiła Ksawerowa — pokazując przy świecy gościowi, który pilnie oba rozpatrywał — ten drugi ma tylko z włosów cyfrę, w której zdaje się tylko L widocznem... ale resztę chyba nikt nie wyczyta, bo to krętanina umyślnie poplątana. Z herbu też jabym nie mogła poznać czyj, bo się na tem nie znam...
Gość wpatrywał się długo, potem, milcząc, oboje na stole położył.
Uderzyło go to, że jakimś trafem profil kobiecego medalionu do pięknych rysów Heli miał podobieństwo.
Herb był znany, ale do każdego z nich tyle się u nas rodzin zalicza, że odgadnąć było trudno, której on mógł służyć.
Gość, zadumany, milczący, spostrzeżeń swych nie udzielając kobietom, usiadł jakby wspomnieniem przyjaciela przybity.
— Wieleście panie straciły ze śmiercią takiego człowieka — rzekł po chwili — który kochać umiał... a był tak wylanym, do kogo się przywiązał.
— O mój dobry panie — odezwała się starsza — Bóg wie, jak się to stało, ale śmierć jego była jakby przepowiednią i początkiem wszystkich nieszczęść naszych — od niej się one zaczęły.
W pół roku jakoś po zabiciu Swobody dowiedzieliśmy się z przestrachem, iż lekarz, który nam Helusię powierzył, człowiek już stary, umarł nagle, apopleksyą tknięty. Mąż pobiegł się dowiadywać, czy jakiego legatu dla dziecka, lub rozporządzenia tyczącego się go nie było, ale ani w testamencie, ani w papierach nie znalazło się nic.
Czekaliśmy rok, półtora, dwa, nikt się już do dziecka ani z opłatą, ani z wiadomością żadną od familii nie zgłosił...
O to nam nie szło zresztą, bo bym była Helusi nie oddała, ale nam coraz jakoś gorzej się wiodło. Mnie Bóg dał Julkę, drugie dziecię, dla którego ona była siostrą, piastunką, nauczycielką — wszystkiem. Dom znowu nam