Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wił wrażenie, długi czas umysły się uspokoić nie mogły, wzywano zewsząd pomsty sprawiedliwości, ale poszukiwania całkiem były bezskuteczne...
Śmierć ta pozostała, jak była, niezrozumiałą dla wszystkich zagadką, której życie zmarłego w żaden sposób wytłómaczyć nie mogło. Znaliśmy wszystkie jego stosunki, domy, do których uczęszczał, miłość powszechchną, jaka go otaczała: ani zazdrość, ani chciwość, ani osobista obraza nie zdawały się możebne, bo Swoboda był zewnątrz świata wielkiego, nie miał związków poufałych prawie z nikim, prócz kilku druhów, a zajadłego wroga nie mógł mieć żadnego.
Można sobie wystawić, jaką trwogą i niepokojem wypadek ten przejął umysły; tłumy chodziły ciągle oglądać miejsce, w którem zbrodnia popełniona została; przypuszczeń było niedorzecznych mnóstwo, łamano sobie głowy i skończono na tem prawie, że chyba padł ofiarą jakiejś dziwnej omyłki. Ale jakże było w takim razie wytłómaczyć roztrzęsione papiery, popalone listy w kominie, poszukiwania w mieszkaniu, których ślad był jeszcze tak widoczny?
Dół kamienicy, w której stał Swoboda na drugiem piętrze, zajmowała garkuchnia; badano sługi i gości. Niektórzy przypominali sobie, że wieczorem tego dnia, gdy prawdopodobnie popełnione zostało zabójstwo, mężczyzna wysokiego wzrostu, barczysty, okryty płaszczem, w kapeluszu na oczy zasuniętym, pytał na dole o muzyka, wszedł potem na schody, i po wnijściu jego, muzyka, którą słychać było wprzódy, zaraz ucichła. Ani najmniejszej wrzawy, hałasu, walki... nikt nie uważał. Późno dosyć nieznajomy ów wysunął się prędko z domu, otulony płaszczem i nucąc po drodze, zapewne, aby się okazać spokojnym. Światło, które zwykle bardzo długo widać było z okna muzyka, tego dnia bardzo wcześnie zagasło. Drzwi były na klucz zamknięte, a klucz ów zniknął...
To było wszystko, co my, przyjaciele jego, wyśledzić mogliśmy... Okazało się jednak, że Swoboda w największej tajemnicy ukrywał jakieś schadzki wieczorne za miastem... że parę razy spotkano go powracającego późno od strony Łazienek, a wytłómaczyć się nie chciał i nie