Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziną przyjechał do furty. Wpuszczono go natychmiast do parlatoryum, a w chwilę potem postać miłej staruszki zjawiła się za podwójną kratą, pozdrawiając go pobożnie.
Podczaszyc z wielkiem uszanowaniem powitał przełożoną, usiadł i czekał, nie mogąc jeszcze domyślać się sprawy, która go tu sprowadzała.
— Bardzo przepraszam — odezwała się ksieni — żem pana fatygowała... ale w istocie nie mogłam się udać do kogo innego, tylko do spadkobiercy księcia wojewody.
— Aha! — pomyślał podczaszyc — idzie o jakiś legat lub obietnicę.
— Sprawa to — mówiła ksieni — wymagająca tajemnicy, ale książę wojewoda, zostawiając dyspozycyę, tyczące się jej, musiał je panu powierzyć.
— Testament został otworzony.
— A w testamencie czy niema punktu tyczącego się osoby, przebywającej tu z woli, ś. p. księcia? — spytała przełożona.
— Z jego woli przebywającej tu osoby? — spytał podczaszyc zdziwiony — o żadnej osobie nie wiem.
— Czyliżby książę nikomu tego nie zwierzył?
— Zdaje mi się, że nie — rzekł podczaszyc — jednakże z obowiązku spadkobiercy i krewnego powinienem wiedzieć, o co, o kogo idzie?
— Z polecenia władzy duchownej, na prośbę księcia wojewody, przed kilku tygodniami przywieziono tu osobę... w średnim wieku, która miała być później przewieziona do jednego z klasztorów naszych we Francyi. Wojewoda życzył sobie, aby oblokła suknię zakonną... a przynajmniej ażeby pozostała u nas, dopóki nie postanowi o jej losie.
Podczaszyc słuchał, nie dowierzając prawie swym uszom, tak mu się to wydawało dziwnem. Znał on dobrze życie księcia wojewody, nie było w niem tajemnic, intryg, i o stosunki żadne posądzić go nawet nie było podobna, wymagające środków, które tu były zastosowane. Cóż to być mogło? co tu czynić wypadało? tracił głowę.
— Ale nie mógłżebym widzieć się z tą osobą dla wybadania jej? — zapytał — możebym zrozumiał, o co